Przez wiele lat nie miałam
telewizora i nie oglądałam telewizji. Od pewnego czasu zdarza mi się obejrzeć
program typu umawianie się na randki w ciemno, zamiana mieszkań między pozornie
różnymi warstwami społecznymi itd. I muszę przyznać, że czerpię z tego jakąś
masochistyczną przyjemność, jak Krzysztof Varga z rodzimej kinematografii. Kiedyś,
jeszcze na przełomie wieków, odnajdywałam równowagę między ogłupianiem mas a
zwykłą przyzwoitością. Pamiętam scenę z filmu "Głośniej od bomb"
Przemysława Wojcieszka, w której młoda bohaterka jest w supermarkecie, a w koszu
z przecenionymi do 1zł książkami znajduje tomik wierszy Haliny Poświatowskiej. Wtedy
to robiło na mnie wrażenie. Podkreślenie ile teraz jest warta tzw. kultura i
gdzie można ją znaleźć.
Mało tego, nikt jej nie chce nawet za 1zł! Minęło
kilkanaście lat i wydaje mi się, że już nigdy nie będzie dobrze. Już zaczynam
się z tym godzić, walka skończona, pora znaleźć sobie swoją pustelnię i tam się
zaszyć. Wracając do programów, o których wspomniałam na początku. Wczoraj
przeczytałam zdanie, które mnie olśniło, mianowicie: "kiedyś wstydem było pokazać
swoją głupotę". Otóż to! Zobaczcie sami jakie dawniej mieliśmy w telewizji
teleturnieje, czy programy dla dzieci i młodzieży. Jaką muzykę, filmy. Czasami
w soboty oglądam powtórki programu "Wielka gra", staram się też
regularnie oglądać "Jeden z dziesięciu" (choć pytania zdają się być
coraz łatwiejsze na przestrzeni lat),a potem przełączam się na pierwszy lepszy
kanał w telewizji. Wydaje mi się, że zidiocenie sięgnęło zenitu. W filmie Lecha
Majewskiego "Ogród rozkoszy ziemskich" jest taki monolog głównej
bohaterki: "zwyciężyła materia
sublunarna i ona rządzi światem. Świątynie i biblioteki są puste. Nie ma reguł
ani ideałów. Samookaleczenie. Zabawa na siłę. Za cenę śmierci z przedawkowania.
Tak, to jest koniec świata. Bach, pisząc fugę słyszał muzykę sfer. Słyszał planety
krążące wokół Słońca w tonach i półtonach, odkrytych przez Pitagorasa. Kiedy
Bóg rządził światem. Filozofowie, rzemieślnicy, uczeni, artyści - wszyscy
służyli jemu. Domy sprzed stu lat to oazy stabilności i symetrii. Tykanie
zegara upewniało, że świat jest mierzony równymi odcinkami. A potem nagle
wszystko zaczęło się chwiać i rozpadać. Dlaczego? Nie wiadomo. Widać to na
olbrzymich, abstrakcyjnych płótnach współczesnej sztuki, które nic nie wyrażają
i gdzie nowe kanony brzydoty służą za piękno. Kikuty rzeźb w nowych parkach
miejskich, tam dzieci niedojrzałych ojców zabijają kijami bejsbolowymi. W tym
świecie boga zastąpiła rozrywka. Nowi kapłani szczerzą białe zęby z
telewizyjnych ołtarzy, prowadząc kretyńskie teleturnieje. Pięćdziesięcioletnie
dzieciaki biegają w kisielu, przebrane za truskawki, by wrzucić czaszkę do
kosza z różowego plastiku, a ich siedmioletnie latorośle tkwią przed
komputerami i krążą po labiryntach, by laserami unicestwić wszystko co się rusza.
Ćwiczą jedyną umiejętność przydatną, gdy świat się kończy. Sprawne
uśmiercanie". Czy ktoś ma odwagę powiedzieć, że jest inaczej? A film jest
z roku 2003, gdy świat był na początku drogi oddawania się za darmo przeróżnym
portalom internetowym. W swoim czterdziestoletnim życiu byłam na różnych
etapach: wychowano mnie w poczuciu, że niewiedza może być powodem do wstydu, że
złe zachowanie przy stole może być powodem do wstydu, że brak savoir-vivru może
być powodem do wstydu, że brak kultury może być powodem do wstydu. Ale
wszystkie te braki można nadrobić! Pamiętam jak w wieku kilkunastu lat odkryłam
zespół Republika. Niektórych ich tekstów po prostu nie rozumiałam. I co
robiłam? Siedziałam w domu ze słownikiem języka polskiego oraz ze słownikiem
wyrazów obcych i odkrywałam znaczenie wszystkich trudnych dla mnie słów, które
przemycał Ciechowski. Niewiedza nie znaczy: przegrany. Zdobycie wiedzy jest za
darmo. Tak jak wspomniałam na początku, dotarło do mnie, że obecnie nie ma już
w ludziach poczucia wstydu. Nie trzeba się wstydzić swojej głupoty, chamstwa,
próżności, braku kultury. Ta brama została otwarta i żadna rewolucja tego nie
odmieni. Buta, głupota i wulgarność wylewa się z sejmowych ław, z telewizji,
prasy, książek (zauważyliście, że teraz każdy pisze książki?). Mam kolegę,
który jeszcze wierzy, że ludziom trzeba tłuc do głowy różne banały (pozorne
banały), bo to działa jak uderzenie kilofa: z jednej strony wejdzie, z drugiej
wyjdzie, ale w środku coś zostaje. Ja już nie wierzę. Ludzie potrzebują
mentorów równych sobie - każdy może zostać coachem, przewodnikiem, ekspertem od
majtek czy soków owocowych. Można założyć kanał na YT i zyskać mniejsze lub
większe grono oglądających. Można pisać blogi, artykuły itd. i nikt tej wiedzy
nie weryfikuje. Zamozwańczy eksperci. Tak, też postanowiłam pisać w opozycji do
wszystkich mądrali. Postanowiłam pisać o swoich wątpliwościach, szukaniu sensu w
tym wszystkim. Wierzę, że w tej sieciowej magmie jest ktoś jeszcze, kto też nie
godzi się na taki świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz